Lwów
Telefon późnym wieczorem, Madzia kopiąca mnie po nodze i krótka decyzja: jadę. Tak wyglądał początek jednej z najlepszych przygód w moim życiu. Wszystko dzięki wspaniałemu Piotrkowi Tarczyńskiemu. I oczywiście mojej Madzi, która nakłoniła mnie do tej decyzji.
Po tym telefonie już dwa dni później siedziałem (dokładniej leżałem) w pociągu do Lwowa. Jechałem w nieznane, w rzeczywistość, z którą wcześniej miałem tylko małą styczność. Nasza praca polegała na współprowadzeniu warsztatów dziennikarskich dla żurnalistów z Białorusi. Świetna sprawa.
Ukraina okazała się dla mnie bardzo piękna. Jechałem mając w głowie wszelkie stereotypy, które wiele osób mi przedkładało. Większość z nich okazało się nieprawdziwych.
Lwów to bardzo piękne miasto. Polecam szczególnie wszystkim osobom, które kochają nocne miasta. A w szczególności w weekend. To prawda: Ukraińcy potrafią się bawić! Takiej różnorodności klubów już dawno nie widziałem.
Bardzo żałuję, że na ten wyjazd nie wziąłem statywu. Wiele zdjęć przez to poszło do wyrzucenia, a i tak z tego co pozostało ciężko było wybrać tych kilka.
Wracając na pewno miałem jakiś żal w sobie, że ta przygoda się już kończy. Jednak w pociągu powrotnym też znalazłem pozytywny aspekt: poznałem świetnego ziomka, jakim okazał się Adam Grzanka (znanego z dawnej Formacji Chatelet), którego również Lwów zainspirował.
Myślałem, że do Lwowa nigdy nie wrócę. Jednak po raz kolejny się pomyliłem (i dobrze!). Z drugiego wyjazdu zdjęcia wrzucę później.
Piterku, dziękuję!
Brak komentarzy
Prześlij komentarz